Zych
Administrator
Dołączył: 01 Mar 2008
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:29, 11 Mar 2008 Temat postu: Opowiadanie 01 |
|
|
Marta napisała pierwszego "Shorta" na stronę. Oto on:
Samir ostrożnie, opierając się o ściany wyszedł z kajuty i wąskimi schodami wspiął się na górę. Czyste drewniane deski zatrzeszczały pod jego stopami, podmuch wiatru zmierzwił czarne włosy i opiął szatę wokół ciała. Mężczyzna zmrużył oczy by uchronić je przed wiatrem i słońcem, zrobił kilka niepewnych kroków po rozbujanym, gorącym pokładzie i oparł się o reling. Mimo, że spędził w podróży kilkanaście dni wciąż nie mógł przyzwyczaić się do ciągłego huśtania statku, a niepewny grunt pod stopami pozbawiał go poczucia realności i stabilności. Ostre promienie przedpołudniowego słońca nie miały dość sił by wygrać z chłodem rozpędzonego powietrza i Samir zawinął się w skórzaną kurtkę. Czuł się weń obco i nieswojo, nigdy wcześniej nie miał na sobie podobnej szaty. Tam, skąd pochodził ubierano się w jasne, lekkie i przewiewne stroje, delikatnie zdobione złotymi wzorami lub klejnotami. Takie ubrania odpowiadały mu dużo bardziej, jednak musiał przyznać, że zupełnie nie sprawdziłyby się w czasie podróży. Skórzana kurtka i grube, mocne spodnie chroniły przed wiatrem, deszczem i solą. Musiał się do tego przyzwyczaić. Mimo nietypowego dla swojego rodu stroju łatwo można było rozpoznać w nim członka klanu Kala-Suban. Oliwkowa skóra, pofalowane włosy w kolorze hebanu i czarne oczy nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Mężczyzna poprawił srebrny, wysadzany klejnotami pierścień, który nieco zsunął się z chudego palca. Rozumiał, że biżuteria może mu tylko przeszkadzać w podróży, ale nie potrafił się z nią rozstać. Odgarnął z twarzy tańczące na wietrze włosy i przenikliwym wzrokiem spojrzał przed siebie. Ocean. Srebrne refleksy światła słonecznego na falach, bezkres regularnie pooranej słonej wody i ani śladu lądu – ten krajobraz towarzyszył mu niezmiennie przez ostatnie dni. Nie miał jednak prawa do narzekań, ponieważ pogoda była idealna do żeglugi – silny wiatr z północnego wschodu, słońce i pomyślne prądy uczyniły podróż wyjątkowo krótką. Marynarze mówili, że już wkrótce na horyzoncie ukaże się ląd – zachodnie wybrzeże Neogai. Niedawno odkryta kraina dawała nadzieję szybkiego zysku, sławy i przygody oraz zapowiedź nowego, lepszego życia. „Dobry początek nowej drogi” pomyślał Samir, który wierzył, że w świat usiany jest znakami pomagającymi człowiekowi podejmować słuszne decyzje, należy tylko umieć je odczytać. „Zapowiedź szczęścia i sprzyjającego losu” powtórzył patrząc na wybrzuszone i napięte od wiatru białe żagle.
Samir miał wiele racjonalnych powodów by zdecydować się opuścić rodzinne strony i rozpocząć nowe życie na kuszącej ogromem możliwości Neogai. Chociaż pochodził z bogatej szlacheckiej rodziny Ma Hajat i niczego mu nie brakowało, choć pod dostatkiem miał wykwintnego jadła, nosił modne stroje a palce zdobił klejnotami, mimo iż otaczał się pięknymi przedmiotami, zaś czas spędzał na ucztach i balach, wiedział, że ów luksus nie będzie trwać wiecznie. Z biegiem czasu coraz boleśniej uświadamiał sobie, że będąc najmłodszym z ośmiorga dzieci nie ma szans na duży spadek. Posiadłości rodzinne zgodnie z tradycją zostaną podzielone między najstarszych braci i siostry, reszta dostanie bogactwa takie jak drogie kamienie, złoto czy wartościowe przedmioty. Ta zasada miała zapobiegać procesowi dzielenia ziemi na coraz mniejsze części. Samir rozumiał ją, tak samo jak rozumiał, że nie posiadając własnych terenów nie miał szans na dostatnie życie wśród rodaków. Każdy skrawek obfitującej w wodę ziemi był bezcenny w pustynnej, nieurodzajnej krainie jego przodków. Dlatego ci, którzy jej nie posiadali mogli albo opuścić ojczyznę albo pogodzić się z niższym statusem społecznym i zapomnieć o dostatku. Samir miał wiele racjonalnych powodów by wyjechać z rodzinnego miasta ale prócz nich, kierowały nim także czynniki nieracjonalne. Całe życie tęsknił za przygodą, chciał poznawać nowe miejsca, podróżować, żyć intensywnie, z dnia na dzień. Pragnął sławy i bogactwa i miał zamiar zbudować je sam, bez pomocy rodziny i jej wpływów. Neogaia była dla niego wyzwaniem, zapowiedzią nowego, ciekawszego życia.
Już wiele miesięcy przed wyruszeniem w drogę miał dokładnie przygotowany plan działania. Postanowił założyć własną kopalnię. Jego zaufany sługa udał się na Neogaię pół roku wcześniej i pisywał do niego regularne raporty. Okazało się, że zdołał odnaleźć miejsce bogate w kruszce i niezagospodarowane, z dostępem do wody pitnej, bezpieczne. Jeśli Samir nie zdecydowałby się założyć tam kopalni wcześniej czy później zrobiłby to ktoś inny. Zarówno Gaia jak i Neogaia cierpiały na ciągły brak żelaza, ceny były wysokie, a popyt wzrastał. Po licznych konsultacjach z doradcami, lekturze specjalistycznych dzieł i szacunkowej kalkulacji kosztów i zysków Samir nie miał już żadnych wątpliwości. To nie mogło się nie udać.
Fale rozbijały się o wysoką, rozbujaną burtę karaweli. Kropelki słonej wody osiadały na twarzy i włosach, drażniły oczy. Kilku marynarzy czyściło pokład, inni coś naprawiali, jeszcze inni odpoczywali w swoich kojach. Przy takiej pogodzie nie mieli wiele pracy przy żaglach. Z wielkich, srebrnych kominów po dwóch stronach rufy wydobywały się kłęby białego dymu. Para – bogactwo Gai, napęd i siła maszyn, dobrodziejstwo odziedziczone po Amununakhi. Silnik wspierał naturalną moc wiatru i pozwalał szybciej dotrzeć do celu. Ostry, zdobiony rzeźbieniami dziób rozcinał granatową toń. Samir trwał zamyślony snując plany na przyszłość, otoczony jednostajnym szumem wody.
Nagle z zadumy wyrwały go przyciszone krzyki. Odwrócił się i dostrzegł kilku rozpromienionych marynarzy o opalonych, surowych twarzach, pokazywli sobie palcami coś w dali, na horyzoncie. Przykładali silne dłonie do czół, by uchronić oczy przed żarem słonecznym. Spojrzał w stronę dziobu, we wskazanym kierunku. Nic. Przez kilka minut wytężał wzrok, jednak nic nie zwróciło jego uwagi. W końcu podszedł do grupki mężczyzn i spytał czemu się przypatrują. Marynarze pobłażliwie pokręcili głowami, po czym cierpliwie wyjaśnili sprawę. Ląd. Dostrzegali na horyzoncie ląd. Samir mimo bystrego wzroku nie widział przed sobą nic oprócz bezmiaru oceanu. Po pewnym czasie również to ujrzał. Zamglony szary kształt wyłaniający się z wody, łatwy do pomylenia z niską, ciemną chmurą. Obraz powoli wyostrzał się, kontury nabierały wyrazu. Inni pasażerowie i marynarze wychodzili spod pokładu by ujrzeć upragniony brzeg. Uśmiechali się, pokazywali go sobie palcami. Na ich twarzach malował się wyraz ulgi i radosnego podniecenia. Na reszcie dotarli do celu. Uciążliwa podróż minęła, zaczynało się nowe życie.
Oczami wyobraźni dostrzegał już swoją własną kopalnię, robotników wydobywających dla niego cenny metal, widział jak niezagospodarowana ziemia zmienia się w malutką, przemysłową osadę. Patrzył na swój własny dom. Najpierw skromny, niewielki, z biegiem czasu powiększający się, coraz bogatszy. Marzył o przygodach, które przeżyje, o doświadczeniu, jakie będzie miał okazję zyskać oraz czekających na niego chwale i bogactwach. O problemach i przeszkodach, które przyjdzie mu pokonywać. Jego myśli krążyły jak szalone snując coraz odważniejsze plany, tworząc niesamowite historie. A ląd czekał cierpliwie na nowych osadników i milczał. Trwał dumny i niezmienny. Skrywał własne tajemnice i historię. Milczał czekając na odpowiedni moment.
Samir uśmiechnął się do siebie. To nie mogło się nie udać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|